W medytacji głębi technika nie odgrywa tak kluczowej roli jak np. w religiach wschodu, ponieważ nasze życie opiera się na Bożej łasce. Techniką nie możemy niczego od Boga wymusić.
Nie powinna być więc ona dominującym aspektem w procesie kontemplacji, choć może nam pomóc osiągnąć wewnętrzny pokój i wyciszenie, co sprzyja samej kontemplacji.
Ciało i dusza są ze sobą nierozerwalnie splecione, tworząc symfonię naszego istnienia. Ciało jest wyrazem duszy. Jest niczym lustro, w którym odbija się stan ducha. I odwrotnie, również postawa ciała może wpływać na duszę.
Aby osiągnąć wyciszenie potrzebne do medytacji, warto poszukać odpowiedniej pozycji ciała, która umożliwi nam długie siedzenie w bezruchu przez dłuższy czas. Idealna pozycja powinna być na tyle komfortowa, by nie rozpraszała naszej uwagi, jednocześnie utrzymując nas w stanie czujnej obecności.
Mistyka wschodnia, buddyjska, opracowała własne techniki sprzyjające medytacji. Tradycja chrześcijańska, czerpie pewne i adoptuje niektóre techniki medytacyjne zachowując przy tym swoją duchową tożsamość. Warto jednak zaznaczyć, że nie wszystkie techniki medytacyjne Wschodu są neutralne duchowo, dlatego wymagają odpowiedniego rozeznania.
Przykładem takiej adopcji jest np. pozycja diamentu praktykowana przez karmelitanki od czasów św. Teresy z Avila. Polega ona na siedzeniu na łydkach i piętach. Nie siadamy jednak na jednej stronie pośladków lecz na końcówce kręgosłupa. Sam kręgosłup i szyja powinny być wyprostowane. Ta postawa nie tylko ułatwia oddychanie, ale także symbolizuje naszą gotowość do przyjęcia Bożej łaski.
Jeżeli byśmy pochylili się do przodu to nasze płuca i przepona są ściśnięte i nie oddychamy prawidłowo. A kiedy jest wyprostowany, kręgi kręgosłupa opierają się na sobie przez co siedzenie jest pozbawione wysiłku. Wyprostowany kręgosłup to postawa, w której przenosimy ciężar ciała z kręgów piersiowych na nasadę kręgosłupa czyli na kość ogonową. Wypinamy biodra do tyłu, tak aby uzyskać efekt łuku.
Dla tych, którzy preferują bardziej tradycyjne formy, dopuszczalne jest również siedzenie na krześle bez oparcia lub wykorzystanie klęcznika. Nie zalecana jest jednak pozycja „po turecku”.
Oddech jest czynnością, która towarzyszy nam nieustannie. Posiada dwa kluczowe momenty: wdech i wydech. Wdychając przyjmujemy a wydychając oddajemy. Rodzimy się z pierwszym odruchem wdechu i umieramy kończąc życie wydechem.
Współczesne tempo życia sprawia, że oddychamy zbyt szybko i płytko. Jednak istotą pracy z oddechem nie jest jego kontrolowanie, lecz uważne dostrzeganie. Nie dążymy do regulowania jego rytmu ani tempa, ponieważ świadome skracanie lub wydłużanie oddechu podczas modlitwy może prowadzić do zmęczenia, dekoncentracji i odwrócenia myśli od Chrystusa. Staramy się jednak aby nasza modlitwa była zestrojona z naszym oddechem. Brak tej spójności może skutkować naszym rozproszeniem. Dlatego wymawianie formuły modlitewnej w zgodzie z oddechem pomaga nam odciąć się od różnych bodźców zewnętrznych i sprzyja głębszemu skupieniu i wewnętrznemu wyciszeniu.
Oddech płynie niezależnie od myśli i uczuć. Kto z nas na co dzień świadomie odczuwa jego rytm? Podobnie niezależnie bije nasze serce, choć jego puls, w odróżnieniu od oddechu, trudniej jest zsynchronizować z modlitwą.
Każdą formułę modlitwy Jezusowej rozpoczynamy na wdechu, co sprawia, że imię „Jezus” naturalnie integruje się z naszym oddechem. Dzięki temu słowo to rezonuje w nas nawet wtedy, gdy nasza uwaga chwilowo się rozprasza. Jeśli modlimy się w sposób myślny, staramy się oddychać przez nos, co sprzyja głębszemu skupieniu i wewnętrznej harmonii.
Medytacja chrześcijańska nie opiera się na sztywnych zasadach, dlatego nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy podczas niej powinniśmy mieć oczy otwarte, czy zamknięte. Sytuacja wygląda inaczej podczas modlitwy wstawienniczej – tam, oprócz modlitwy za drugą osobę, wstawiennik powinien również jej uważnie obserwować.
W przypadku kontemplacji nie jest to konieczne, ponieważ nie mamy potrzeby obserwowania nikogo. Zaleca się jednak zamknięcie oczu, gdyż pomaga to w osiągnięciu wewnętrznego skupienia. W ten sposób odcinamy się od bodźców zewnętrznych, co umożliwia nam głębsze dostrzeżenie tego, co tkwi wewnątrz.
Zamknięcie oczu pomaga nam również ograniczyć otaczające nas rozproszenia., które często pojawiają się podczas modlitwy wewnętrznej i kuszą nas, byśmy powrócili do świata zewnętrznego. Nie należy jednak obawiać się, że nie uda nam się ich całkowicie wyeliminować – są one czymś naturalnym. Każde ich przezwyciężenie stanowi świadome skierowanie serca ku Bogu i tylko potwierdza naszą tęsknotę za Nim.
Nie zawsze jednak zamknięcie oczu jest najbardziej wskazane, gdyż sprzyja ono pojawianiu się licznych obrazów w naszej wyobraźni, a u niektórych może nawet prowadzić do senności. Warto więc samodzielnie sprawdzić, która postawa – otwartych czy zamkniętych oczu – sprzyja głębszej kontemplacji, generując mniej rozproszeń i bardziej harmonijną modlitwę.
Medytacja może stać się pułapką, gdy traktujemy ją jako ucieczkę od codziennego życia, co sprawia, że przestajemy dostrzegać to, co realne i widzialne. Modlitwa nie jest sposobem na ucieczkę – to raczej uświęcanie świata! Celem medytacji nie jest zamknięcie się w izolacji. Jeśli zamknięcie oczu powoduje, że oddzielasz się od rzeczywistości, warto rozważyć pozostawienie ich otwartymi, spuszczając wzrok delikatnie w dół, by zachować kontakt z otaczającym nas światem.
Każdy z nas potrzebuje własnej „pustyni” – przestrzeni, w której możemy się wyciszyć, oddzielić od przytłaczającej rzeczywistości i skupić na jedności z Bogiem. Miejsce ucieczki od przytłaczającej nas rzeczywistości. Ucieczki, która nie jest jedynie ucieczką samą w sobie, bo jeśli chcemy tylko uciec od miasta, to zabierzemy to miasto ze sobą. Tylko ucieczki od tego, co nas rozprasza w jedności z Bogiem.
Ta duchowa pustynia nie musi znajdować się w Afryce. Bo na takiej pustyni spotkamy muchy, upał czy pragnienie i to wszystko również może nas skutecznie rozpraszać. Jezus zaprasza nas do poszukiwania miejsca wyciszenia, mówiąc w Ewangelii Mateusza:
„Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.”
Jezus mówi, że naszą pustynią może stać się nasz własny dom. Chrystus również lubił modlić się do Ojca na osobności. W czasie osobistej modlitwy odchodził od tłumów ale również od swoich uczniów. Udawał się w miejsce pustynne czy też na wysoką górę. Np Getsemani to był ogród oliwny,położony na zboczu Góry Oliwnej.
W dziejach apostolskich czytamy, że Piotr modlił się na dachu domu. Każde więc miejsce może stać się miejscem modlitwy.
W pierwszym liście do Tm 2,8 czytamy: „Chcę więc, by mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewu i sporu.”
Ważniejsze jednak od tego gdzie się modlimy jest to jak się modlimy. Pierwsi chrześcijanie praktykowali wybór określonego miejsca do modlitwy w ich domach. Podobnie dzisiaj czynią prawosławni, tworzą taki kącik modlitewny, gdzie zapalają świecę i zawieszają święte obrazki. Dlaczego jest to istotne?
Modlitwa w miejscach publicznych może sprzyjać próżności i rozproszeniu, podczas gdy intymność modlitwy w ukryciu pozwala na wejście w głębszą, nierozproszoną relację z Bogiem. W codziennym zgiełku warto zatem wyznaczyć sobie azyl – jeśli nie mamy na to miejsca w domu, to możemy to zrobić w kościele, parku czy lesie – gdzie natura staje się cichą nauczycielką medytacji. Obserwujmy tę przyrodę jak dziecko – bez etykietowania, bez analizy, po prostu zauważając. Przyjrzyjmy się niebu, rzece, wsłuchajmy się w szmer strumyka, podziwiajmy piękno kwiatu, obserwujmy chmury i odczuwajmy wiatr, popatrzmy na drzewa bez jednoczesnego myślenia o tym jak się one nazywają, jakiego są gatunku. Mamy tylko zauważać. Spoglądać nie obserwując, bez zatracania się w analizie, bez zbierania danych i informacji.
Uważność bez osądzania pozwala nam na przyjęcie rzeczywistości taką, jaka jest, bez potrzeby jej kształtowania co w konsekwencji pomaga dostrzec obecność Boga w codziennym życiu.
Pamiętajmy jednak, że to nie miejsce, w którym się modlimy, decyduje o głębi naszej relacji z Bogiem, lecz sposób, w jaki się modlimy – w skupieniu, ciszy i autentycznym otwarciu serca.
Bóg przychodzi do nas przebrany za naszą codzienność. Trudno zatem planować kontemplację jedynie po to, aby „odhaczyć” jakiś obowiązek – powinna ona nadawać rytm naszemu życiu, wprowadzając harmonię niezależnie od panujących okoliczności. Należy więc być elastycznym w doborze czasu kontemplacji pamiętając jednak, że modlitwa nie powinna zależeć od naszego nastroju. Bez względu na to, jak się czujemy, Bóg jest zawsze obecny, a Jego chwała należy Mu się w każdej chwili, zarówno w momentach radości, jak i smutku.
Jeżeli czujesz, że brakuje ci czasu czy nastroju, zacznij od uśmiechu, od cichego wspomnienia o Nim i krótkiego, lecz pełnego znaczenia spojrzenia w Jego stronę. Medytacja głębi to bowiem radość i wyrażenie głębokiej wdzięczności za to, że nasz Ojciec jest z nami tu i teraz.
„Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.”
/1 Tes 5, 16-18/
Pozostałe zasady kontemplacji
- Wolny czas: Medytacja wymaga co najmniej 15-20 minut niezakłóconego spokoju.
- Stan fizyczny: Unikaj medytacji, gdy jesteś bardzo zmęczony – uważność wymaga pełnej koncentracji.
- Oczyszczenie wnętrza: Aby wejść w wyciszenie, musimy odłożyć na bok gniew, zarozumiałość, zawiść i urazy. Potrzebna jest pokora, siła ducha i modlitwa, by odpierać pokusy.
- Skupienie poza „ja”: Nasza uwaga nie powinna koncentrować się na problemach, troskach, pragnieniach czy emocjach. Medytacja to czas, kiedy odkładamy wszystko, co związane z ego, by skupić się na wyższej rzeczywistości.
- Centralny punkt: Skieruj uwagę na wybraną część ciała – zwykle na serce – i tam sprowadź swoją modlitwę.
- Bez pośpiechu: W każdej czynności modlitewnej ważne jest zachowanie spokoju, skupienia i świadomości obecności Boga. Ta modlitwa to wyraz tęsknoty za Nim i miłości, którą Mu ofiarujemy.