Home Myśli, rozproszenia

Myśli, rozproszenia

Medytacja to niezwykła podróż, która otwiera człowieka na prawdę o sobie, otaczającej rzeczywistości i obecności Boga w głębi jego wnętrza. Wprowadza w stan trwania przed Bogiem bez konieczności formowania myśli czy kształtowania obrazów. Jak sobie jednak radzić z niechcianymi myślami i rozproszeniami?

Ewagriusz z Pontu, znany mnich i ojciec pustyni tak pisał: „Bądź wytrwały i módl się usilnie. Odrzucaj nachodzące cię troski i myśli. Niepokoją one bowiem i wprowadzają zamęt, by osłabić twą moc.”

Odrzucenie myśli w modlitwie nie jest jednak łatwe. Dużo łatwiej jest nam zachować milczenie, bo wystarczy nam zamknąć usta. To jest akt woli. Trudniejsze jest jednak zachowanie milczenia umysłu, gdyż nie jesteśmy w stanie rozkazywać naszym myślom. Nie możemy zastrzec, że mają nigdy nie przychodzić. Rozproszenia są były i będą. Od swoich myśli nie uciekniemy! Myśli zawsze będą niepokoiły nasz umysł, bo nasz mózg jest ciągle aktywny. To nie jest komputer, któremu możemy wyłączyć pewne procesy a pewne włączyć. Nie nad każdą aktywnością mózgu mamy kontrolę.

Myśli potrafią być również niebezpieczne. Możemy wręcz pokusić się o stwierdzenie, że żaden wróg nie wyrządzi nam takiej krzywdy jak mogą wyrządzić nam nasze własne myśli. Pocieszające jest jednak to, że mamy wpływ na to według jakich myśli chcemy żyć. W naszej mocy jest je odrzucić lub przyjąć. Bo myśl to jeszcze nie rzeczywistość, lecz wybór czy chcemy daną myśl w tę rzeczywistość zamienić.


CZYM SĄ ROZPROSZENIA?

Rozproszeniem jest wszystko to, co przeszkadza mi w modlitwie, aby poświęcać Bogu swój czas.

Dzielimy je na wewnętrzne i zewnętrzne. Rozproszenie wewnętrzne to np. nasze bogate myśli, bujna wyobraźnia, która skutecznie wyprowadza nas z chwili obecnej. Nie jesteśmy więc tu i teraz, tylko myślami jesteśmy w przyszłości albo w przeszłości. A nasza modlitwa powinna być stanięciem tu i teraz, w teraźniejszości. Przykładem takiego rozproszenia jest historia uczniów z Emaus. Nie rozpoznali idącego z nimi Chrystusa, ponieważ ich myśli były pochłonięte przeszłością i oczekiwaniami wobec Jezusa.

Przykładem rozproszenia wewnętrznego jest sytuacja, kiedy wchodzimy w modlitwę czy w eucharystię, i nagle łapiemy się na tym, że myślami jesteśmy na innej planecie. Wychodzimy po mszy świętej, i mamy gotowy w głowie plan na dzisiejszy obiad ale nie pamiętamy o czym była Ewangelia. Skończyliśmy odmawiać różaniec, ale uświadamiamy sobie, że się na nim w ogóle nie skupiliśmy. To częsty skutek rozproszeń wewnętrznych.

Rozproszenie zewnętrzne to rozproszenia, które powodują nasze zmysły czy też zmęczenie naszego ciała.

Przykładem takiego rozproszenia jest nasza modlitwa, w trakcie której nasze zmysły kierują naszą uwagę na to, jak ktoś jest ubrany, kto jak śpiewa, kto nowy przyszedł do kościoła.

Nasze ciało może więc nam przeszkadzać w skupieniu i powodować rozproszenie podczas modlitwy. Ból kolan, napięcie w kręgosłupie, nudna pozycja, senność czy zwykłe swędzenie nosa – te fizyczne dolegliwości mogą odciągać uwagę od modlitwy, wprowadzając umysł w stan półprzytomności. Nasz umysł, związany z ciałem, poddaje się tym bodźcom, tracąc skupienie.


JAK WIĘC SOBIE RADZIĆ Z ROZPROSZENIAMI?

Aby zachować przytomność umysłu i uważność na Boga, potrzebne jest wyjście z rozproszenia. Możemy je zanegować, albo jak czarne deszczowe chmury przeczekać. Zbyt jednak gwałtowna negacja może spowodować irytację, która wprowadza nas w kolejne rozproszenie. Czym też gwałtowniej walczymy z myślami tym bardziej je utwierdzamy.

Rozproszenia możemy porównać do stada os, czym mocniej chcemy je odgonić, tym mocniej nas one atakują. Zbyt intensywna walka z nimi może więc spowodować naszą irytację, czyli przynieść kolejne rozproszenie. Jeśli za bardzo się na nich skupimy, to one nas odciągną od modlitwy i spotkania z Bogiem. Ale jednocześnie nie możemy ich ignorować, bo żeby kwiaty były piękne, trzeba je pielęgnować, chwasty zazwyczaj rosną same.

Lepiej więc jeżeli zauważamy rozproszenie, jest natychmiastowy powrót do modlitwy. Robimy to jednak w sposób łagodny, bez agresji. Nasze myśli trzeba wychowywać. Wychowywanie ich agresją nie jest jednak zbyt skuteczne. Do takiej niechcianej myśli po prostu się uśmiechamy i mówimy:

„oj Marta, ale ci myśli przyszły do głowy!” „O teraz to wymyśliłeś Janek, a przecież miałeś się modlić! Spróbuj jeszcze raz! I nie daj się tym razem.”

Jak często mamy to robić? Tak często, jak często przychodzą rozproszenia, choćbyś miał to powiedzieć 100 razy: „Przepraszam Jezu, już jestem, wróciłem”. Bo czy nie myślisz, że miłe jest Bogu, że przez cały czas swojej modlitwy wracałeś do Niego myślą aż 100 razy? To jest dowód na to, że Go pragniesz!

Wyobraź sobie, że jesteś rodzicem, a Twoje małe dziecko stawia pierwsze kroki. Chce do ciebie przyjść, ale ciągle upada, łapie się mebli, podnosi się i znowu traci równowagę. Czy jesteś zły, że nie idzie od razu idealnie? Nie, jesteś pełen radości i dumy, widząc jego wysiłek i postępy. „No chodź, dasz radę!” – krzyczysz z zachwytem, a serce pełne jest miłości i dumy.

Tak jest też z naszą modlitwą. Nasz Ojciec Niebieski patrzy na swoje dzieci i ich trudy w modlitwie. Widzi ich upadki i rozproszenia, ale nie jest zły. On mówi: „Dalej, chodź! Dasz sobie radę! Wiem, że upadłeś, ale nie martw się, ja wciąż na Ciebie czekam!”

Nie chodzi więc o to, abyśmy się bali własnych myśli lecz abyśmy byli wobec nich uważni a w przypadku niektórych nieufni. Ojciec pustyni Talazjusz z Libii przestrzegał np. aby: „Nie ufać myśli, która osądza bliźniego”.

Innym rozwiązaniem jest zamiana rozproszenia na modlitwę: „Panie Jezu, ta myśl nie należy do tego momentu, oddaję ją tobie.” W ten sposób każde rozproszenie nie powoduje przerwania modlitwy.

Zło ma często swój początek w myśli. Bo myśl zamienia się w słowo, a słowo w czyn. Dlatego warto zatrzymać ten obieg na etapie myśli.

Niektóre rozproszenia, zwłaszcza te zewnętrzne, możemy usunąć w prosty sposób. Jeśli zawsze spóźniamy się z modlitwą poranną, warto ustawić budzik 10 minut wcześniej. Jeśli przeszkadza nam głód, zjedzmy śniadanie przed modlitwą. A jeśli telefon nas rozprasza, po prostu go wyłączmy.

Warto również przygotować się do modlitwy fizycznie i psychicznie. Usiądźmy wygodnie, wyciszmy się, i zminimalizujmy ilość bodźców zewnętrznych. Zaplanujmy nie tylko czas modlitwy, ale też czas, który jej poprzedza, by stworzyć spokojną i koncentrującą atmosferę.

Istotna jest również odpowiednia przestrzeń do modlitwy. Znalezienie własnej pustyni, miejsca wolnego od rozproszeń, jest kluczowe dla owocnej modlitwy. Ojcowie Kościoła udawali się na prawdziwą pustynię, by uniknąć pokus i zgiełku, ale nawet tam nie było łatwo odnaleźć spokój. Gorąco, muchy, pragnienie – wszystko to stanowiło wyzwanie. Nie musimy jednak opuszczać domu, by znaleźć swoją pustynię.

To, gdzie i kiedy będziemy się modlić, jest sprawą indywidualną. Jedni wolą samotność zamkniętego pokoju, inni – spacer w parku, a jeszcze inni – adorację w kościele. Nie ma jednego schematu, bo nie ma też jednej drogi do Boga. Każdy może się modlić inaczej. Ważniejsze od techniki modlitwy, pozycji czy poziomu koncentracji, jest pragnienie modlitwy i chęć, by przenikała ona całe nasze życie.

Oto kilka technik, które mogą pomóc w skupieniu podczas modlitwy:

  • Modlitwa poranna: Rozpocznij dzień modlitwą, kiedy umysł jest jeszcze świeży i silny. Wtedy łatwiej skupić się na Bogu, zanim codzienne obowiązki i myśli zaczną nas rozpraszać.
  • Muzyka relaksacyjna: Słuchanie spokojnej muzyki przed modlitwą może pomóc w wyciszeniu umysłu i przygotowaniu go do skupienia.
    Unikanie męczących czynności: Przed modlitwą unikajmy zajęć, które nas męczą lub wywołują silne emocje.
  • Ograniczanie rozpraszaczy: Nie oglądajmy filmów czy programów, które mogą nas długo zajmować i „mieszkać” w naszych myślach.
    Zapisywanie myśli: Jeśli jakaś myśl uporczywie nas dręczy i uniemożliwia skupienie, zapiszmy ją na kartce. To pozwoli uwolnić umysł od tej myśli i wrócić do niej później, gdy będziemy mieli czas.
  • Przedmiot w dłoni: Trzymanie w dłoni jakiegoś przedmiotu może pomóc skupić uwagę i zachować zmysły.

Pamiętaj, że to tylko sugestie, a kluczem do sukcesu jest znalezienie technik, które najlepiej odpowiadają Twoim potrzebom.

Nie wszystkie myśli, które nas odwiedzają podczas modlitwy, należy odrzucać. Wyobraźmy sobie przyjemną rozmowę z przyjacielem w parku. W trakcie głębokiej rozmowy spoglądamy na przelatującą chmurę, słuchamy śpiewu ptaka. Te krótkie chwile nie umniejszają wartości rozmowy ani przyjaźni. Podobnie Bóg, choć zauważa nasze rozproszenia, nie opuszcza nas. Z miłością czeka na naszą uwagę. Warto zaakceptować, że rozproszenia są częścią naszej natury.

Jeśli odczuwasz niepokój z powodu rozproszeń podczas modlitwy, pamiętaj, że nie jesteś sam. Nawet najwięksi święci, jak św. Dominik czy św. Antoni, zmagali się z tym samym wyzwaniem. Św. Teresa z Lisieux, Doktor Kościoła, w swoich pismach wyznała:

„Wstydzę się przyznać, ale gdy zostaję sama, to odmawianie różańca kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych. Czuję, że źle go odmawiam. Nie mogę skupić myśli”.


ROZPROSZENIE SZANSĄ NA UŚWIĘCENIE

W modlitwie, nasza szczera intencja jest ważniejsza niż trudności, z którymi się zmagamy. Przecież samo zmaganie jest częścią życia chrześcijanina. O dobro trzeba walczyć, a zło zazwyczaj przychodzi bez wysiłku. Zmaganie się z naszymi rozproszeniami może więc nas uświęcać i prowadzić do bardziej owocnej modlitwy. Co więcej, rozproszenia mogą być pomocne w rozeznaniu samego siebie, w odkryciu tego, co w nas potrzebuje przepracowania.


DLACZEGO ROZPROSZENIA ZAZWYCZAJ PRZYCHODZĄ NA MODLITWIE?

Zły duch zrobi wszystko, by odciągnąć nas od modlitwy. Chętnie zgodzi się nawet na to, byśmy angażowali się w dobre i charytatywne działania, bylebyśmy tylko nie poświęcali czasu na modlitwę. Na przykład, zamiast się pomodlić, możemy poczuć nagły impuls, by spakować dziecku plecak do szkoły. To z pozoru dobra rzecz, ale nie w tym momencie. Św. Ignacy Loyola pisał, że taktyką złego ducha jest wchodzenie w serce człowieka naszymi drzwiami, a wychodzenie swoimi. Bo pozorne dobro jest również złem.

KKK 2725 „Modlitwa jest darem łaski oraz zdecydowaną odpowiedzią z naszej strony. Zawsze zakłada ona pewien wysiłek. […] Modlitwa jest walką. Przeciw komu? Przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem. Modlimy się tak, jak żyjemy, ponieważ tak żyjemy, jak się modlimy.”

Z jednej strony mamy więc walkę ze sobą samym, ze swoją naturą a z drugiej strony z pokusą. I ta walka, ten wysiłek, może spowodować nasze zmęczenie i zniechęcenie. Niech jednak nasze niepowodzenia w modlitwie czy rozproszenia nie powodują, że skracamy modlitwę. Bóg to nie jest ktoś stojący z batem w ręku i czyhający na nasze upadki. Nie dziwmy się więc, że czasie modlitwy musimy walczyć o skupienie i otwarcie naszego serca. Większość ludzi, gdyby modliła się tylko wtedy, gdy ma na to ochotę, to najczęściej by się nie modliła. Modlitwa jest więc zazwyczaj połączona ze zmaganiem się ze sobą. Im większa bitwa tym jednak większe zwycięstwo.